Priwjet!
Odessa, co by tu duzo mowic, po trzech dniach spedzonych na walizkach, nie wiedac gdzie spedzimy kolejna noc, wycagnelysmy wnioski, ze przy zamawianiu ryzu z warzywami, dobrze znac rosyjski bo nie opacznie mozna dostac ryz z owocami morza, ktory jak sie okazuje niezbyt nam smakuje. Po spedzeniu miliona godzin na Odesskim LCMie, na ktorym nauczylysmy sie wielu przydatnych rzeczy o projektach, miedzy innymi o WWC (World Without Condoms, kiedys WWB przyp.autor), o ich motto 'No TM = no members= no sex', jak sie przenosi wirus HIV (wiecie, ze komary nie przenosza wirusa? mamy nadzieje, ze tak!), oraz odkrylysmy jak nasze mlode ciala reaguja na czynnik jakim jest nuuuuuuuuda. Opanowalysmy do perfekcji przejazdy tutejszymi autobusami (marszrutkami- zapamietajcie to sіowo ;) ), w ktуrych zblizajac sie do miejsca wysiadki musisz panu kierowcy powiedziec gdzie ma sie zatrzymac! i ta wlasnie droga dotarlysmy do.... Sergeevki!
Sergeevka (czyt, Sjergjewka)- gleboka dziura, na poludniu Ukrainy, powstala po nuklearnej wojnie. Na zgliszczach powstalo kilka osrodkow o przeznaczeniu 'wypoczynkowym', do ktorych co roku wagonami bydlecymi dowozone sa uszczesliwione dzieci z krajow bylego Zwiazku Radzieckiego. Oprocz tego krajobraz urozmaicaja szkielety nie dokoсczonych budowli, jak i pola i pola, i jeszcze pola. W wyniku radioaktywnego napromieniowania mozna noca zauwauwazyc swiecace sie punkty, niektorzy z naszych nowych przyjaciol, maja po dwie glowy, siedem palcow, trzy rece, w zadkich przypadkach dwa psipsiorki. Czas w Sergeevce nie podlega zadnym miarom. Tu 'wszystko' 'zyje' swoim wlasnym rytmem... nawet nasze 'jedzenie' na stolowce.