Plan dnia- jak zauwazylisci, nie korzystamy zbyt czesto z internetu, wynika to z tego, ze mamy bardzo napiety plan dnia, pracujemy 6 dni w tygodniu!!! nasz dzien zaczyna sie o 7:30 poranna plenarka (po ros. pleniorka! na prawde!) na ktorej Kruella De Mon (nasza direktorka) krzyczy po wszystkich wychowawcach a my nic nie rozumiemy. Domyslamy sie ze po nas rowniez krzyczy jednak dalej nie rozumiemy, dlatego tez jak wiesc gminna niesie do 6 lipca, mamy nauczyc sie biegle rosyjskiego (Paulina i Marta, sa najblizej osiagniecia tego jakze wysoko postawionego celu, ale dalej lubia udawac tepe, powtarzajac jak mantre 'nje panimaju pa rusku' co do Danusi i Turaskow- dalej nic a nic nie rozumieja,) Po plenarce, radosnym krokiem zdarzamy na poranna gimnastyke. w tym momencie zaczyna sie takze nasza ciezka praca- jestesmy glowna atrakcja porannej gimnastyki,ale jest śmiesznie ;D. Po rozruszaniu bioderek, raczek, pleckow, glowek, wypowiedzeniu okolo miliona razy 'hello', wszyscy zycza nam 'prijatnowo apetita' i idziemy na sniadanko. Potem roznie, albo idziemy nad morze (dokladnie to wsiadamy do lodki, ktora plynie przez zatoke, w kierunku morza), albo malujemy paznokcie (bycie atrakcja wymaga poswiecen i dbania o siebie), albo odsypiamy zeszlonocne, budowanie przyjazni pomiedzy narodami, albo planujemy popoludniowa wycieczke, czasem nawet robimy pranie ostatnio coraz czesciej gdyz ubrania z kategori 'czyste' oraz 'jeszcze nadajace sie do ubrania' sie skonczyly, jednak nie przejmujemy sie zbytnio, gdyz niektorzy tutaj chodza w tych samych koszulkach 4 dni pod rzad... o godzinie 13:30 mamy obiad, a po nim idziemy na popoludniowa plenarke, na ktorej jest dokladnie to samo co na porannej, tylko ze wtedy zbiera nam sie na popoludniowa drzemke... czasem przysypiamy, czasem probujemy zgadnac o czym mowa, czasem stroimy sobie glupie miny z chopakami z naprzeciwka, albo gramy z Brusem (chlopak Marty!) w kolko i krzyzyk na naszych nogach, rekach czasem nawet dekolcie. Potem mamy troche czasu na odpoczynek (slawa meczy), wybieramy sie do naszego bardzo dobrego znajomego, ktory nad zatoka sprzedaje wina domowej roboty. Po degustacji polowy z nich decydujemy sie na wybor pierwszego, otrzymujac wiec poltora litra wina w plastikowej butelce po wodzie mineralnej. Potem dbamy o odpowiednie umiesnienie naszych posladkow, lydek i ud, gdyz nad zatoke prowadzi lilion schodow w dol, i jak latwo mozna sie domyslic w drodze powrotnej- w gore! Potem robimy runde honorowa dookola wszystkich 3 budynkow, wolajac na prawo i lewo 'hello', 'how are you?' (a niech maja!) Potem wracamy do naszej komnaty, z lozkiem z baldachimem i przygotowujemy wieczorne lekcje angielskiego. o 19 nadchodzi czas na kolacje, na ktorej mowimy pare razy 'prijatnowo apetita' i 'spasiba' i potem...... mamy lekcje agielskiego! nasze grupy maja wiecej niz 2 osoby :D Danka i Paulina wraz z Turaskiem zaawansowanie prowadza konwersacje z cala 5 ktora plynnie mowi po angielsku (na obozie mamy ponad 1000 -TYSIAC - dzieci). Dwie turczynki prowadza grupe na poziomie 'cos tam mowia' a Marta jako, ze sama swietnie rozumie po rosyjsku i takze plynnie mowi, ma grupe, z ktora ostatnio liczyla do 100, a zaczela od alfabetu :) Czasem po lekcjach jest koncert, na ktorym dzieci pokazuja co potrafia (a potrafia wiele! tancza, spiewaja, przebosko!) a potem jest.... DISCO! :D codziennie :D co drugi dzieс gra dla nas DJ SMILE (po ros. ul-lypka), ktory uwielbia trance/techno/elektro, wiec wtedy otwieramy wino (...ze swoja dziewczyna...) i probujemy wczuc sie w klimat imprezy (umpc umpc umpc jeb jeb jeb bum bum bum!) oczywiscie idziemy do Alabamy ( nasz wspanialy klub) potanczyc (przylansic- to przeciez jest w naszym JD). Wszystkie dziewczynki chca byc takie jak my, wiec powtarzaja za nami kazdy umiejetnie obmyslony ruch taneczny, natomiast chlopaki wpatruja sie na nas maslanymi oczkami. O 23 kiedy dyskoteka jest skonczona, dalej w spokoju degustujemy nasze wino, czasem, ktos do nas wpadnie, pogada po rusku, czasem po turecku, czasem jestesmy translatorami z rosyjskich wierszy...